Puchary sportowe - parę słów
Komentarze: 0
Udało się! W końcu tu jestem. Marzyłem o tym od wielu lat, ale dopiero za trzecim razem się udało. Zadowolenie jest niesamowita, a atmosfera wręcz nie do opisania. Stoję na środku Stadionu Narodowego, tłum wiwatuje, a ja czekam na rozdanie nagród. Puchary sportowe już czekają przy podium na nowych właścicieli.Nie, nie wygrałem. Nie byłem nawet blisko. Zająłem 3156 miejsce. Nie brzmi to zbyt porywająco, prawda? Ale cieszę się, jakbym to ja miał lada chwila wejść na podium.
Ponadto osiągnąłem wynik poniżej czterech godzin. Dla mnie to zawrotny sukces. Przecież przebiegłem maraton, mało kto może się tym pochwalić.Rozpoczęło się od mojej małej osobistej tragedii. Potrącenie przez samochód. Na przejściu, na zielonym, kompletnie nie moja wina. Dwie złamane nogi i wózek na prawie trzy miesiące. Po tygodniu miałem dość, nieomal się załamałem. Nigdy nie sądziłem, że ja, grubas siedzący całymi dniami przed kompem tak zatęsknię za chodzeniem. Odliczałem dni aż będę mógł znowu chodzić.W końcu się doczekałem. Potem pół roku terapii, powolnego powrotu do zdrowia.
Gdy mogłem już chodzić, zapragnąłem biegać. Nadzwyczajne, nigdy wcześniej nie biegałem. W szkole wręcz tego nienawidziłem. Ale jak wyruszyłem w trasę po raz pierwszy po wypadku, czułem się niezwykle szczęśliwy. I nic z tego, że przebiegłem wtedy śmieszne 500 metrów (naturalnie z przerwami), a potem miałem zakwasy przez dwa dni.Nie trzeba było wielu treningów, żebym ustalił sobie cel - przebiec maraton. Zacząłem trenować, choć czasem ciężko było o dyscyplinę. Ale odczuwałem efekty i to mnie motywowało. Po roku zrzuciłem niemal wszelkie zbędne kilogramy. To niesamowicie budujące, znów móc się zaakceptować.W końcu uznałem, że jestem gotowy i się zapisałem.
Maraton w Warszawie, moje pierwsze 42 kilometry. Totalna porażka. Trenując jednorazowo po maksymalnie 10 kilometrów nie dałem rady przebiec nawet połowy. Zrezygnowałem z uczuciem wstydu, a potem ze łzami w oczach oglądałem w telewizji jak zwycięzcy dodają nowe puchary sportowe do swojej kolekcji.Ale nie załamałem się. Ćwiczyłem dalej, jeszcze wytrwalej. Rok później spróbowałem ponownie, tym razem w Krakowie. I niestety też musiałem się poddać. Tym razem złapała mnie kontuzja, parę kilometrów przed metą. Musiałem zrobić kilka miesięcy przerwy. Jednak byłem pewny, że następna próba będzie już udana.I tak też się stało. Stoję tu, niesamowicie zmęczony i szczęśliwy jak nigdy. Patrzę jak zwycięzcy odbierają zasłużone trofea. Choć sam dostałem tylko pamiątkowy medal i koszulkę, cieszę się co najmniej tak samo, jak oni.
Dodaj komentarz